Kibic z wielkim sercem

Dla większości z nas, problemy dentystyczne to sprawa estetyki. W najgorszym razie, nieprzyjemnego bólu. Dla Pani Joanny to kwestia życia lub śmierci. Ofiarność dobrych ludzi pozwoliła jej na nowo uwierzyć i czekać na powrót do normalności.

Kilkanaście tygodni temu apelowaliśmy o pomoc chorej, która znalazła się w niemal beznadziejnej sytuacji. Dzięki dobrym sercom pana Wojciecha Grunwalda i doktor Katarzyny Kalwasińskiej-Woźniak, udało się uczynić kolejny krok do wszczepienia pani Joannie zdrowej nerki, co pozwoliłoby uwolnić ją od trwającego wiele lat koszmaru.

Choroba Pani Joanny

Pani Joanna od 15. roku życia wie, że cierpi na śmiertelną chorobę nerek. Wtedy okazało się, że jedna z nich, od urodzenia, nigdy nie zaczęła pracować. Druga, pracując w pojedynkę, nie dawała rady. Taka diagnoza to wyrok – od tamtego czasu pani Joanna walczy o życie. Ale nie poddaje się. Zagrażająca jej choroba, nie przeszkodziła urodzić dwójki dzieci. Syn zafascynowany jest wojskowością. Córka spróbowała swoich sił w koszykówce.

Pani Joanna przeszła już dwa przeszczepy. Oba nieudane, organy zostały odrzucone. Żyje teraz rytmem od dializy do dializy. To taki dwudniowy cykl, który zaczyna się o piątej rano oczekiwaniem na transport do stacji dializ. Karetka objeżdża cały region, zbierając chorych. Po kilku godzinach pod dializatorem, odwozi ich do domu. Pani Joanna wybrała tę najwcześniejszą zmianę, by dzieci nie musiały oglądać jej po zabiegu. Wtedy czuje się i wygląda fatalnie. Dopiero po paru godzinach ma siłę wstać z łóżka i wspierać swoje dzieci w realizacji ich pasji.

Żyjąc w takim „systemie”, pani Joanna żmudnie przygotowuje się do kolejnej próby wszczepienia nerki. Aby do niej przystąpić pacjent musi być w stu procentach. Jakakolwiek infekcja uczyniłaby transplantację niemożliwą i trzeba byłoby czekać na kolejnego dawcę, co najmniej kilka miesięcy.

Spotkanie z Fundacją

Fundacja zetknęła się z Panią Joanną kilka miesięcy temu, za sprawą … rzecz jasna, koszykówki. Wtedy, wśród chętnych na udział w jednym z koszykarskich campów, gdzie trenerem była Kasia Dulnik znalazła się córka Pani Joanny. Weronika zwróciła uwagę Kasi, która wkrótce poznała sytuację rodziny i zdecydowała się pomóc. Długo zastanawialiśmy się, w jaki sposób pozyskać środki na tę pomoc. Ostatecznie postanowiliśmy wypróbować siłę mediów społecznościowych. Apel zamieszczony na stronie facebookowej wzbudził spore zainteresowanie, jednak w najśmielszych snach nie spodziewaliśmy się tego, co zdarzyło się kilka dzień później.

Prawdziwy kibic nie zapomina nigdy

Pan Wojciech jest przedsiębiorcą. Od wielu lat zajmuje się produkcją lakierów i farb proszkowych – zwłaszcza specjalnych zamówień. Sportem interesuje się od dzieciństwa. Jako młody chłopak kibicował drużynie Polonii. Z nostalgią wspomina pamiętny finał Pucharu Polski z 1991 roku, kiedy drugoligowa drużyna z Warszawy minimalnie uległa faworyzowanemu ŁKSowi.

Kasia Dulnik (nieobecna na zdjęciu) uznawana była wówczas za jedną z najbardziej walecznych zawodniczek w Polsce. Trudno było nie zauważyć jej na boisku. Po latach, Pan Wojciech nie przeoczył też facebook’owego apelu swej dawnej faworytki. Serce kibica zabiło mocniej. Zdecydował się pomóc.

Pan Wojciech wkracza do akcji

 

Było dla nas wielkim zaskoczeniem, gdy któregoś dnia z Fundacją skontaktował się człowiek, i zapytawszy, czy sprawa Pani Joanny nadal jest aktualna, już w następnym zdaniu oświadczył: „załatwione”. Pozostawało tylko skoordynować zabiegi dentystyczne ze ścisłym harmonogramem dializ i badań Pani Joanny. Pan Wojciech nie tylko sfinansował, lecz także zorganizował wizyty w gabinecie doktor Katarzyny Kalwasińskiej-Woźniak.

Ta zaś fachowo i sprawnie rozwiązała problemy stomatologiczne Pani Joanny. A trzeba dodać, że w przypadku przypadłości, na jaką cierpi, nie mamy do czynienie ze zwykłą próchnicą. Wieloletnia choroba poczyniła w kościach istne spustoszenie. Odwapnienie dotknęło także zębów, które wymagały specjalnej i kosztownej interwencji specjalisty.

Spotkanie

 

Kwiecień 2017. Kilkanaście dni przed Wielkanocą. W domu Kasi Dulnik po raz pierwszy spotykają się darczyńca i obdarowana. Pani Joanna w niczym nie przypomina wycieńczonej hemodializami i kłopotami dnia codziennego kobiety. Dopiero, kiedy pokazuje wykonaną na przedramieniu przetokę (chirurgiczne połącznie żyły z tętnicą), niezbędną do wielokrotnego wkuwania igły dializatora, widać że zmaga się z ciężką chorobą.

– Bardzo trudno uzyskać mi jakiekolwiek wsparcie od państwowych instytucji. – opowiada – Często słyszę, że przecież świetnie wyglądam. Może byłoby łatwiej, gdybym miała poklejone włosy, źle pachniała i nosiła brudne ubranie. To, że jakoś się trzymam, zawdzięczam dzieciom. Chcę im pokazać, że nawet w najtrudniejszej sytuacji, nie wolno się poddawać.

Pani Joanna z wdzięcznością patrzy na Pana Wojciecha, dla którego jej uśmiech jest z pewnością cenniejszą nagrodą niż pamiątkowy dyplom naszej Fundacji.

Droga do normalności

Zdrowe zęby to rozwiązanie zaledwie jednego z problemów Pani Joanny. Aby uzyskać szansę na przeszczep musi wykonać jeszcze szereg specjalistycznych badań, które za rok i tak trzeba będzie powtórzyć. Chyba, że w tym czasie trafi się dawca, którego organizm wykaże niemal stuprocentową zgodność z organizmem Pani Joanny. Na pierwszy przeszczep czekała 7 lat… Jakby tego było mało, Pani Joannie grozi eksmisja.

Może Ty możesz pomóc?

Być może święta wielkanocne natchną któregoś z czytelników tej historii do pójścia w ślady Pana Wojciecha? Nie chodzi wcale o pieniądze.

Dziś poszukiwany jest ktoś, kto pomógłby w pozyskaniu lokalu socjalnego lub pomocy dla rodziny naszej podopiecznej. Pani Joanna, chociaż nie pochodzi z Warszawy, nie może sobie pozwolić na opuszczenie stolicy, żeby pozostać w tym samym „rejonie”, pod opieką tego samego specjalisty. Zasady publicznej służby zdrowia są twarde.

Jeśli to właśnie Ty wiesz jak i chcesz pomóc, prosimy o niezwłoczny kontakt z Fundacją Kasi Dulnik.